poniedziałek, 11 marca 2013

Nawigacja, cz. II: Skala ocen


Na początek rzecz najważniejsza: żadne cyferki, gwiazdki, kółeczka, kropki, kropeczki, haczyki i dziurki nie zastąpią merytorycznej, słownej opinii.
W skrótowości przekazu powracamy jednak do epoki telegrafu i doskonale zdaję sobie z tego sprawę.

Stąd też punktowy system ocen, pomocnicze narzędzie opiniowania dla mnie i – przede wszystkim – taki pierwszy, wstępny drogowskaz dla Was, Czytelników.

System dziesiątkowy zapożyczyłam z LubimyCzytać. Pomyślałam: skoro już posiadam tam konto, będę oceniać książki jednolicie; ta sama ilość gwiazdek na LC będzie odpowiadała punktom na blogu. Dziesiątka jest skalą o tyle miarodajną i wygodną, że pozwala na naprawdę spore zróżnicowanie oceny, a przy tym posiada wartość idealnie środkową, połówkową, odpowiednią dla sprawnie napisanego, przeciętnego czytadła: piątkę. Byłam entuzjastką wprowadzenia tej skali na LC i również u siebie zamierzam ją stosować.

Jednak pod trochę innymi nazwami, hasłami dla cyferek. Moje własne kryteria.


1-4: Klepisko

1: Jeszcze nie literatura. Pomyłka literacka, wydawnicza i drukarska. Na jeden mogłabym ocenić książkę po prostu źle napisaną: z błędami interpunkcyjnymi, ortograficznymi, składniowymi, z zaawansowaną zaimkozą, przyimkozą, powtórzeniami, stylem ucznia ze szkoły podstawowej. To pierwsze kryterium. Drugie rezerwuję sobie dla „arcydzieł” tak nachalnych światopoglądowo, nielogicznych czy sztampowych, że faktycznie zdołałyby mnie zirytować do tego stopnia, bym „wstawiła pałę” (nawet jeśli napisane zgodnie z wymogami poprawnego warsztatu).

2. Od jedynki lepiej o tyle, że błędów jest mniej lub nie ma ich wcale, jednak autor nie potrafi snuć opowieści – posługiwać się językiem, logicznie komponować fabuły, rozkładać akcentów, sprzedać pomysłu, wizji. Nadal mamy do czynienia z okopconą izbą czeladną.

3. Rzecz dobra na amatorski konkurs, bloga czy antologię drukowaną w garażu. Nadal nie ma się czym pochwalić na rynku książki.

4. Prawie się udało. Gdyby nie… I tu można wstawić przynajmniej jeden element, który kładzie całość. Nadal tkwimy poniżej przeciętnej, szkoda czasu na czytanie.

5: Pierwszy schodek 

Piątka to wartość stosowna dla idealnego zabijacza czasu, czytadła do pociągu, przed snem, do czytania w poczekalni. Dla debiutanta będzie to cyferka, przy której absolutnie nie ma się czego wstydzić. Im większe oczekiwania i lepsze nazwisko, tym gorzej ta piątka będzie wyglądała.

6-7: Niższy próg lub niewysoki podest

Tutaj wiele zależy od poziomu oczekiwań, pozycji autora w świecie literackim, rodzaju lektury. Szóstka będzie rozczarowaniem przy czymś z metką arcydzieła, całkiem zaś dobrą notą dla literatury rozrywkowej. Siódemka to całkowicie dobra rzecz, choć też trzeba mieć na uwadze, do jakiego gatunku należy. Szóstkę od piątki odróżnia pewna, nawet malutka, doza głębi, nutka oryginalności, ciekawi bohaterowie, swoisty (nawet jeśli naiwny) urok. Pewne książki kierowane są do określonego targetu, dlatego sześć czy siedem przy młodzieżówce nie powinny dziwić (oceniam je pod względem wartości dla kogoś młodszego niż ja).

8-10: Wyższe progi, kręte schody, aż na podium z tronem królewskim


Książki znakomite zaczynają się od ósemki. Osiem to jeszcze nie ponadczasowe wartości, jeszcze nie kamienie milowe czy wstrząsy ducha, jakie byłyby udziałem dziewiątek i dziesiątek, ale już lektury dla mnie bardzo udane. Dziewiątki zostawiają mnie wywróconą na nice, z rozbełtanym mózgiem, zmiętoszoną duszą i mnóstwem pytań, zaś dyszki to już perły, o których wartości decyduje często nie sama treść, ale forma i przesłanie – piękny język, oryginalna myśl, niepowtarzalny nastrój.

I na koniec: Absolutnie nie wierzcie, że w 100% zastosuję się do tych kryteriów. To pomoc, ale roszczeniowo-życzeniowe byłoby myślenie, że w pełni uda się wszystko wymierzyć, przykroić i zastosować zgodnie z instrukcją. A figę. Są książki, które zasysają do swego wnętrza jak przez otwór gębowy i Bóg jeden wie, dlaczego. Trudno też stawiać na jednej szali klasykę i pop-literaturę, co, mam nadzieję, nie wymaga szerszego objaśnienia.


Dla porównania, skala z LC:

1 – beznadziejna
2 – słaba
3 – słaba
4 – może być [ciekawe, co odróżnia tę wartość od przeciętnej, prawda?]
5 – przeciętna
6 – dobra
7 – bardzo dobra
8 – rewelacyjna
9 – wybitna
10 – arcydzieło

2 komentarze:

  1. Nie leżą mi te metki przypięte do skali z LC - szczególnie najwyższe noty.

    6 to w moim odczuciu książka nie tyle dobra, co zaledwie 'powyżej przeciętnej', czymś się wyróżniająca, ale nie na tyle, by z czystym sumieniem nazwać ją dobrą.
    Książka dobra to dopiero 7. 8 to bardzo dobra, godna polecenia. 9 to tytuł idealny z drobnymi jedyni zastrzeżeniami, natomiast 10 - bez tych zastrzeżeń (a nawet, jeśli są jakieś niedociągnięcia, to totalnie mi to nie przeszkadza).

    Aczkolwiek i tak brakuje mi połówek :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, jak najbardziej szóstka może być dobrą dla czytadła. Wyróżniać zaczyna się koło siódemki. Ja mam właśnie największy problem z tym sześć-siedem. Zwracam też uwagę na to, jak długo i na ile intensywnie pamiętam daną lekturę. Nierzadko zdarza mi się potem gmerać w gwiazdkach, bo zmieniam zdanie.

    Nawet się zastanawiałam, czy nie zrezygnować z ocen. Ale dla wielu osób są taką wstępną informacją, która decyduje o dalszym czytaniu recenzji, więc przynajmniej na początku nie rezygnuję z tego zabiegu.

    Połówek niby mogłabym używać, ale to za każdym razem oznaczałoby przekładanie wajchy ze skali na LC na moją. Też niedobrze... I dlatego czytam recenzje, sama jednocześnie zachęcając do czytania ich w całości. Bo ocena punktowa tonuje niekiedy nierozsądnie "ulane" pochlebne opinie w samym tekście i odwrotnie – dookreśla niską wartość negatywów słownych. Z kolei tekst uzasadnia punkty. Nie wyobrażam sobie rozebrać literatury na same cyferki, z połówkami czy bez. :)

    Btw, a czas na blogu to chyba jakiś mam nie nasz :p.

    OdpowiedzUsuń